W nawiązaniu do poprzedniego posta :)
Jednym z wielu elementów jakie nie podobają mi się u nas w domu są podłogi. A raczej ich brak.
Tylko w salonie i sypialni jest parkiet. Najzwyklejszy z możliwych, z jasnego drewna, ułożony w szachownicę. W sypialni w stanie ogólnie dobrym, z nielicznymi ruchomymi klepkami i jednym dość zniszczonym miejscem, które zostało ukryte pod dywanem (nie kupujcie nigdy jasnego dywanu, nawet do sypialni - nasz jest już brudny a nie można go prać). W jakim stanie jest drewno w salonie dowiemy się, gdy zdejmiemy wykładzinę dywanową pod którą jest ukryty. Mamy przeczucie, że może to kiepsko wyglądać, bo z jakiegoś powodu tą wykładzinę położono. Nasz plan na najbliższe tygodnie zakłada cyklinowanie w salonie. Uzupełnienie ubytków, bo mamy mega szczęście i w piwnicy znaleźliśmy zapasowe klepki oraz lakierowanie, być może na trochę ciemniejszy kolor. Przez chwilę rozważałam pomalowanie podłogi na biało lub czarno, co jest ostatnio modne, ale jakoś mi to nie pasowało do naszego wnętrza.